wtorek, 19 listopada 2013

WKP od Ver

Szłam powoli przez ciemny i cichy las rozmyślając nad tym co zaproponował mi Tezu. Mezalians? Przecież jestem alphą! Pokręciłam gwałtownie głową. Rozmyślania przerwał mi głuchy grzmot dobiegający z oddali. Szybko pobiegłam w stronę jaskini ponieważ nie chciałam spędzić reszty dnia na suszeniu futra. Wbiegłam do groty I zapytałam
-Tezu już wrócił?
-nie, właśnie wyszedł – odpowiedział mi chór, a ja zaklęłam parszywie, poczym wyszłam z jaskini i spojrzałam zdziwiona na niebo. Wśród grzmotów i huków, w powietrzu walczyły dwa smoki - czarny i złoty. Czarny - mniejszy uciekał, zaś złoty gonił go zadając straszliwe ciosy. Pobiegłam za nimi w kierunku Jeziora Mary. Nagle Czarny smok postanowił kontratakować - odwrócił się w powietrzu i chlaśnięciem szponów, rozdarł skrzydła złotego. Tamten jednak spadając owinął ogon w około łapy czarnego. Oba smoki z rykiem zaczęły opadać z gwałtowną prędkością na ziemię. Po chwili smoki uderzyły o glebę. Zagrzmiało, poczym ucichło... Obydwa smoki nie przeżyły najwyraźniej upadku z takiej wysokości, ponieważ, ani jeden, ani drugi się nie poruszał. Podeszłam powoli do czarnego i dotknęłam łapą jego ostrych łusek... i odskoczyłam... Prąd mnie kopnął! Przyjrzałam się z powrotem uważnie smokowi... Ale on zniknął! Co prawda złoty wciąż leżał tam gdzie wcześniej, ale czarnego ani śladu! Po chwili zobaczyłam że na jego miejscu leży łańcuszek... Z parą nieśmiertelników... 
Powoli podeszłam i zawiesiłam obie go na szyi. Na początku nie zauważyłam żadnej zmiany... ale gdy nachyliłam się nad taflą wody, natychmiast zmieniłam zdanie - nie byłam aż tak inna, moją głowę otaczała burza czarnych włosów z pomarańczowymi końcówkami. Blizna przez oko, dawna pamiątka po walce z demonem który zaatakował moją poprzednią watahę, zagoiła się najwyraźniej, bo nie było po niej śladu! Moją szyje oprócz nieśmiertelników, opinał pomarańczowy szalik, a czubek mojego ogona, i palce były białe, a na dodatek 
miałam skrzydła! Małe pomarańczowe skrzydełka - niezbyt wierzyłam żeby służyły do latania, bo wyglądały bardziej na ozdobne. Jednak czekało mnie kolejne zaskoczenie, bo gdy podskoczyłam i rozwinęłam skrzydełka to... 
zawisłam w powietrzu!
najwyraźniej słurzyły do lewitacji, ponieważ gdy postąpiłam parę kroków w powietrzu, to rzeczywiście - posunęłam się do przodu!
Z uśmiechem radości pognałam przez las. Czułam się świetnie... Kiedy nagle z tego transu zbudziło mnie uderzenie. Spojrzałam nieprzytomnie na kogo wpadłam podczas biegu i serce mi podskoczyło. 
Tezus aż się zatoczył, zachwiał się i upadł po czym zakasłał, a z jego pyska chlusnęła krew, plamiąc leśną ściółkę.
-Tezu!- Wżasnęłam przerażona po czym złapałam go i zaniosłam do jaskini
-Ver... przykro mi..-powiedział, ale urwał w połowie i kaszlnął ciężko

-Nic nie mów... Ciiii... proszę... nic nie mów.. – z oczu lały mi się łzy, gardło miałam tak ściśnięte że ledwo zdołałam coś powiedzieć... W końcu dobiegłam do jaskini, przed którą stał Blade...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz