Szłam powoli przez ciemny i cichy las rozmyślając nad tym co
zaproponował mi Tezu. Mezalians? Przecież jestem alphą! Pokręciłam gwałtownie
głową. Rozmyślania przerwał mi głuchy grzmot dobiegający z oddali. Szybko pobiegłam
w stronę jaskini ponieważ nie chciałam spędzić reszty dnia na suszeniu futra.
Wbiegłam do groty I zapytałam
-Tezu już wrócił?
-nie, właśnie wyszedł – odpowiedział mi chór, a ja zaklęłam
parszywie, poczym wyszłam z jaskini i spojrzałam zdziwiona na niebo. Wśród
grzmotów i huków, w powietrzu walczyły dwa smoki - czarny i złoty. Czarny -
mniejszy uciekał, zaś złoty gonił go zadając straszliwe ciosy. Pobiegłam za
nimi w kierunku Jeziora Mary. Nagle Czarny smok postanowił kontratakować -
odwrócił się w powietrzu i chlaśnięciem szponów, rozdarł skrzydła złotego.
Tamten jednak spadając owinął ogon w około łapy czarnego. Oba smoki z rykiem
zaczęły opadać z gwałtowną prędkością na ziemię. Po chwili smoki uderzyły o
glebę. Zagrzmiało, poczym ucichło... Obydwa smoki nie przeżyły najwyraźniej
upadku z takiej wysokości, ponieważ, ani jeden, ani drugi się nie poruszał.
Podeszłam powoli do czarnego i dotknęłam łapą jego ostrych łusek... i odskoczyłam...
Prąd mnie kopnął! Przyjrzałam się z powrotem uważnie smokowi... Ale on zniknął!
Co prawda złoty wciąż leżał tam gdzie wcześniej, ale czarnego ani śladu! Po
chwili zobaczyłam że na jego miejscu leży łańcuszek... Z parą
nieśmiertelników...
Powoli podeszłam i zawiesiłam obie go na szyi. Na początku nie
zauważyłam żadnej zmiany... ale gdy nachyliłam się nad taflą wody, natychmiast
zmieniłam zdanie - nie byłam aż tak inna, moją głowę otaczała burza czarnych
włosów z pomarańczowymi końcówkami. Blizna przez oko, dawna pamiątka po walce z
demonem który zaatakował moją poprzednią watahę, zagoiła się najwyraźniej, bo
nie było po niej śladu! Moją szyje oprócz nieśmiertelników, opinał pomarańczowy
szalik, a czubek mojego ogona, i palce były białe, a na dodatek
miałam skrzydła! Małe pomarańczowe skrzydełka - niezbyt wierzyłam
żeby służyły do latania, bo wyglądały bardziej na ozdobne. Jednak czekało mnie
kolejne zaskoczenie, bo gdy podskoczyłam i rozwinęłam skrzydełka to...
zawisłam w powietrzu!
najwyraźniej słurzyły do lewitacji, ponieważ gdy postąpiłam parę
kroków w powietrzu, to rzeczywiście - posunęłam się do przodu!
Z uśmiechem radości pognałam przez las. Czułam się świetnie...
Kiedy nagle z tego transu zbudziło mnie uderzenie. Spojrzałam nieprzytomnie na
kogo wpadłam podczas biegu i serce mi podskoczyło.
Tezus aż się zatoczył, zachwiał się i upadł po czym zakasłał, a z
jego pyska chlusnęła krew, plamiąc leśną ściółkę.
-Tezu!- Wżasnęłam przerażona po czym złapałam go i zaniosłam do
jaskini
-Ver... przykro mi..-powiedział, ale urwał w połowie i kaszlnął
ciężko
-Nic nie mów... Ciiii... proszę... nic nie mów.. – z oczu lały mi
się łzy, gardło miałam tak ściśnięte że ledwo zdołałam coś powiedzieć... W
końcu dobiegłam do jaskini, przed którą stał Blade...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz