Hymmmm. Ten wieczór upłynął dość D Z I W N I E. Nie wiem czemu Tezu się tak rozzłościł, czy jak to
można nazwać. Pierwsze o czym pomyślałem to pianki. Data ważności była do
wczoraj. Może one podziałały na niego źle. W każdym razie na mój żołądek na pewno.
Przez całą noc bolał mnie brzuch. Tak się mi źle spało, że poszedłem w nocy na
spacer. Księżyc ładnie świecił, bo była pełnia księżyca. Wybrałem się nad
jezioro i nikt nie zgadnie kogo tam zobaczyłem… Nie Teza, nie Ver, ani nie mnie…
Siedział tam Darren. Podszedłem do niego i zacząłem konwersować.
- To ognisko miało inaczej wyjść co?
- Nie mieliście się pokłócić. Mieliśmy się jakoś bardziej
zaprzyjaźnić czy coś w tym stylu.
- No widzisz, a wyszło zupełnie inaczej. Sam wiesz, że czasami
jak chcemy dobrze, wychodzi źle.
- Nie wiem o co chodziło twojemu kuzynowi.
- Ja nie wiem tym bardziej. Niby jesteśmy ze sobą
spokrewnieni. On czasami jest strasznie dziwny, a tu ja jestem podobno
wariatem. – uśmiechnąłem się. I gadaliśmy jeszcze z dwie godziny. Po tej
pogawędce uzmysłowiłem sobie, że Darren to spoko gość. Mam nadzieję, że on też
nie ma mi nic za złe. A więc rano wstaliśmy i nie ujrzeliśmy już Teza. Mógł pójść sobie raz tak jak ja, ale z nim nic nigdy nie wiadomo. Dziewczyny poszły go szukać. Z wiadomej przyczyny nie ja, bo kuzynek ma coś do mnie. Nie było ich długo, ale po dwóch tygodniach wróciły.