poniedziałek, 17 lutego 2014

WKP od Blade'a

- Hmmm. Dobra czas zacząć opowiadanie mojej historii. Gdybym rozpoczął moją opowieść od narodzin, zrobiłbym coś okropnego. A więc cała opowieść zaczyna się kiedy mój pra-pra-pra- dziadek znalazł tę ziemię i postanowił założyć tu rodzinę. Cóż dalej nie pamiętam, bo nie uważałem na lekcjach. Urodziłem się zimą. Dokładnie w lutym 24. Byłem najsłodszy. Bo byłem jedynym szczeniakiem wilków alpha. Życie układało mi się bardzo dobrze. Miałem całkiem odmienny charakter od Tezusa. Byłem imprezowiczem, uwielbiałem spotykać się z przyjaciółmi. W „sprawach sercowych” też mi się powodziło. Wszystkie dziewczyny w wilczej szkole się za mną oglądały. A ile to ja razy pomyliłem ich imiona? Raz wracając z imprezy:
Było około 10 wieczorem. Z kumplami idziemy sobie dróżką. Nagle zza drzew wychodzi para koleżanek z naszej szkoły.
- Viollet! – krzyknąłem, a ona dała mi z liścia – Eeee Alex? – i ponownie dostałem.
-Czyli nie pamiętałeś imion dziewczyn? –przerwała mi Ver
- Nie do końca… Raczej było ich tak dużo, że trudno mi było je zapamiętać… - ktoś zaśmiał się pod nosem. – Wracając. Samic było dużo w całej tej mojej życiowej wędrówce. Ale jedna była tą „jedyną”. Nazywała się Shanell. Miała czarną sierść. Oczy jej były niebieskie jak dwa kryształy. A jaka ona była mądra! Uwielbiałem z nią spędzać czas. Aż w końcu doszło do tego, że staliśmy się parą. Pamiętam jeszcze pierwszy pocałunek. Księżyc świecił. Siedzieliśmy na polanie i rozmawialiśmy. Przyszedł moment na najważniejsze pytanie w moim życiu.
- Shanell?
- Hmm?
- Powiedz mi czy zechciałabyś być ze mną po kres mych dni?
- Tak… - wyszeptała i pocałowała mnie. „Chciałbym żeby ta chwila trwała wiecznie, wiecznie, wiecznie…” Nagle rozległ się skowyt. Ktoś zaczął kryczeć.
- O, nie. Tylko nie to. Shanell! Uciekaj stąd jak najdalej!
- A…ale?
-Żadnych ale! Rób co mówię! Szybko! – pocałowała mnie
- Pamiętaj, że jeśli się już nie zobaczymy to zawsze będę w twoim sercu… - I pobiegła. Ostatni raz ją wtedy widziałem. Wbiegłem do mojej jaskini, ale zastałem tam okropny widok. Moi Rodzice… nie żyli. Mą  uwagę przykuła kartka leżąca na stole. Było na niej napisane:

Blade!
Mój jedyny synu. Nadszedł kres mych dni. Pewnie zastałeś nas martwych w jaskini. Od paru dni trwała wojna z inną watahą. Nie chcieliśmy Cię martwić. Im zależało tylko na naszej śmierci. Powierzam więc Tobie ten naszyjnik. Noś go ze sobą zawsze ,a nasze dusze będą Ciebie strzec. Nie trać nadziei.
Twoi rodzice
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Moi rodzice, jedyne oparcie… NIE ŻYJĄ. Ogarnął mnie okropny smutek, ale jednocześnie wściekłość.
-Znajdę was… Znajdę nawet na końcu świata!!!! – spojrzałem na medalion, który mój ojciec nosił na szyi. To o ten naszyjnik chodziło. Zdjąłem go i założyłem tak żeby nikt go nie widział. Wtedy do jaskini wszedł Tezus.
- Musimy uciekać!
- Wiem - Wziął mnie w pysk i podczas ucieczki  wsadził do jakiejś dziury. Obudziło mnie słońce i wiewiórka, która dała mi jedzenie. Było to najmilsze zwierzę jakie kiedykolwiek spotkałem. Jak już mówiłem, sam nauczyłem się polować. Upolowałem pewnego dnia dorodnego jelenia, którego czaszka wisi tam. –wskazałem na ścianę jaskini.
No i później zjawiłaś się ty! – popatrzyłem z uśmiechem na Ver – Ten mały szkodnik. Hmmm. Może ty nam opowiesz swoją historię? Ja już nic nie wyduszę. No to co?

-Ok. Więc to było tak…

piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowy event!

Niedługo rozpocznie się w watasze walentynkowy event! To święto zakochanych! Możesz liczyć na niespodziewanego przytulasa lub całusa :)